Wielkim szokiem w 2016 roku okazała się informacja o tym, że Derrick Rose zmieni barwy klubowe. Rozgrywający chicagowskich byków był bardzo mocno związany z wietrznym miastem, w którym się wychowywał. Niestety, ludzkie ograniczenia zniszczyły karierę niezwykle utalentowanego rozgrywającego.
Chicago
„Windy City Assasin”,”D-Rose”, czy „Poohdini”- to tylko jedne z wielu pseudonimów Derricka, które przez lata skandowane były w United Center. Ulubieniec chicagowskich trybun w NBA spędził już 14 lat, w trakcie których wybierany był najlepszym debiutantem roku. Warto podkreślić, że w swoim pierwszym sezonie Rose pobił rekord Kareema Abdul-Jabbara w liczbie punktów zdobytych przez debiutanta w debiucie w playoffach i niemalże pokonał broniących wówczas tytułu Celtics w pierwszej rundzie.
W kolejnych trzech latach Derrick Rose grał w Meczu Gwiazd i dwukrotnie prowadził zespół do najlepszego rekordu sezonu regularnego w Konferencji Wschodniej. Ale przede wszystkim – najmłodszym w historii MVP ligi. Jest obok Michaela Jordana jedynym zawodnikiem w historii tej organizacji, któremu udało się sięgnąć po statuetkę dla najbardziej wartościowego gracza. Niestety nigdy nie udało mu się wywalczyć mistrzowskiego tytułu dla miasta, z którego pochodził. Bulls najbliżej finału byli w 2011 roku, kiedy to po pięciomeczowej serii musieli jednak uznać wyższość BIG3 z Miami Heat. To był ostatni moment kariery Derricka, w którym cieszył się pełnym zdrowiem.
Pierwsza kontuzja
Jego atletyczny styl gry, który zszokował całą ligę mocno odbił się bowiem na jego zdrowiu. Tuż po odebraniu statuetki dla najbardziej wartościowego gracza, Rose nabawił się poważnej kontuzji – zerwał więzadło krzyżowe w lewej nodze. Adidas nakręcił całą serię filmów wokół powrotu Derricka, jednak to nie zadziałało na niego najlepiej – tuż po rozpoczęciu kolejnego sezonu nabawił się następnego urazu – zerwał łąkotkę, tym razem w prawym kolanie…
Śmiem zaryzykować stwierdzenie, iż Derrick Rose jest największym zmarnowanym talentem w historii NBA. Historia wychowanego w Chicago koszykarza zdecydowanie różni się od innych. Są koszykarze, którzy swój wielki potencjał zmarnowali przez brak rozumu, Derrick z kolei miał nie po kolei ze zdrowiem. To właśnie zdrowie stało się dla rozgrywającego chicagowskiego zespołu największym przeciwnikiem. Rywalem nie do przejścia. Na nic zdawały się w tej sprawie jego kosmiczne zwody, kozioł i wjazdy na kosz. Kontuzje ograniczyły jego rozwój i mimo, że w ostatnich latach nie ma tak wielu problemów ze zdrowiem – nie jest już w stanie nadrobić straconych lat. „Bestia w ciele człowieka, którą okiełznały ludzkie ograniczenia”- to chyba najlepsze określenie historii Rose’a.
W barwach chicagowskich byków Rose rozegrał 406 spotkań i tylko jedno z nich rozpoczął na ławce. Podczas swoich siedmiu sezonów w Wietrznym mieście, rozgrywający notował średnio 19,7 punktu, 6,2 asysty oraz 2,8 zbiórki.
Tułaczka po NBA
Odejścia z Chicago nie wyszło Rose’owi na dobre. W sezonie 2016/17 reprezentował barwy New York Knicks, których organizacja pozostawia w ostatnich latach wiele do życzenia. Po całkiem solidnym sezonie trafił do Cleveland, gdzie nie mógł odnaleźć się u boku LeBrona Jamesa. Oprócz tego zmagał się też z kontuzjami. Cavs chcieli walczyć o mistrzostwo, więc musieli podjąć jakąś decyzję – oddali go do Minnesoty.
Dołącz do największej w Polsce grupy o NBA:
Co prawda nie w pierwszym sezonie, a dopiero w drugim – odpalił. Odpalił i znów przypominał gracza sprzed lat. Rozgrywki 2018/19 były dla niego chyba najbardziej udanymi od tych, w których sięgał po statuetkę MVP. W trakcie sezonu aż 24-krotnie zdobywał co najmniej 20 punktów, czym udowodnił, że wciąż może grać na najwyższym poziomie. Mimo, że po niepowodzeniach w Cleveland wielu wysyłało go już do Chin. Punkt kulminacyjny nastąpił 31 października 2018 roku. Rose w meczu z Utah Jazz zdobył 50 punktów, którymi poprowadził swój zespół do zwycięstwa w Targer Center.
Ostatni wielki moment
Dla Rose’a był to moment, na który pracował wieloma latami. Hala jak za dawnych lat skandowała hasła „MVP”, a sam koszykarz nie potrafił powstrzymać łez, gdy zawyła syrena kończąca mecz. I w sumie trudno mu się dziwić. Co ciekawe, w tym sezonie Rose utrzymywał podobną formę i miał okazję znów grać pod okiem Toma Thibodeau. Szkoleniowiec do Minnesoty ściągnął jego dawnych kolegów z Wietrznego Miasta – Joakima Noaha, Taja Gibsona, ale przede wszystkim Jimmiego Butlera. Wolves nie byli jednak w stanie walczyć o coś więcej i zdecydowali się na zmiany.
Derrick Rose dołączył do Detroit, gdzie spędził półtorej sezonu. Półtorej sezonu grania o nic. Kolejnym przystankiem ponownie okazał się Nowy Jork. Nowy Jork, który trenował nie kto inny, jak… Tom Thibodeau! Szkoleniowiec jest jedną z osób, które ponoszą odpowiedzialność za zniszczenie kolan Rose’a. Wszystko ze względu na przeciążenia i minuty, jakie dostawał w sezonie zasadniczym. W barwach Knicks Rose przyjął rolę rezerwowego, jednak w sezonie 2021/22 rozegrał zaledwie 26 spotkań, w których notował 12 punktów. W tym sezonie jego rola w drużynie jeszcze bardziej spadła i otrzymuje od trenera zaledwie 14 minut, ale wciąż budzi ogromny szacunek w każdej hali w NBA.
Koniec kariery coraz bliżej…
Rose 4 października skończył 34 lata i w tym wieku wciąż utrzymuje się w NBA. Jego kariera powoli zmierza ku końcowi. Jednak głęboko wierzę, że dwukrotny mistrz świata będzie miał jeszcze okazję zagrać chociaż „ogony” w drużynie, która wywalczy mistrzostwo.